opowiedz jaki miałeś sen/no dobrze, a więc było to tak: na początku snu jestem w Polsce, pamiętam ryneczek miasta który sobie wygenerowałem, stoję na rynku i wiem że za chwilę ma się coś wydarzyć, ma być pożar. Stoję razem z kobietą-strażakiem i rozmawiamy o sposobach gaszenia. W pewnej chwili przypominam sobie że muszę coś załatwić, przecież jestem zamieszany w drobny handel narkotykami!
Wchodzę do małego zakurzonego antykwariatu na rogu rynku. jest ocieniony, wszystko inne tonie w słońcu. Przypominam sobie że mam się z kimś spotkać. Dziewczyna zjawia się i pytam się jej niby przypadkowo czy miała już styczność z nowym narkotykiem, ona odpowiada że ma go nawet teraz i może się ze mną podzielić. Wskazuje na swój naszyjnik, kwadratowy medalik opalizuje zalotnie. Jest narkotykiem, w tym momencie wiem że ma nade mną władzę, że wystarczy krok do wielkiego odkrycia, ale jednocześnie znam historię tej dziewczyny, poznałem jej przyszłość, stoczy się wkrótce i umrze okropną śmiercią.
Z trudem odmawiam, wiem że czeka na mnie kobieta-strażak i jeszcze ma być ten pożar wiec wiele mam na głowie. Tymczasem pożar wybucha, słyszę syreny. Biegnę na rynek, lecz tam autobus z namiotem, w namiocie kolejka po zupę, staję w niej i dowcipkuję z ekspedientkami o pożarze, jednak ten pożar się dzieje tylko nie widać płomieni. Wsiadam do autobusu i zajmuję miejsce, wiem że mam jechać do Anglii żeby rozwijać handel narkotykami na większą skalę.
Autobus zmienia się w samolot z tym że ma z boku pas transmisyjny po którym przesuwają się odłamki skalne, wiem że te kawały skał są narkotykami, które podróżują wraz ze mną do Anglii, zapisany jest w nich krwawy proces produkcji, w każdym odłamku skały odciśnięta jest krew zabitych dealerów.
Gdy lądujemy w małym miasteczku angielskim, jest tak jak wcześniej z kimś rozmawiałem, garaże a obok nich osiedle, wychodzę z autobusu, za mną wychodzi mój ojciec razem z moimi dwoma jak się okazuje adoptowanymi braćmi, żywo dyskutują o sprawach dzieci, ojciec i chłopcy są w mundurkach harcerskich, ja tez jestem dzieckiem jak się okazuje. Zapomniałem czapki, muszę się wrócić do autobusu-samolotu.
Tłumaczę ojcu i idę ale trafiam do budynku który jest moim miejscem pracy, moim biurem, jestem żołnierzem w misji stabilizacyjnej, ale wiem że to tylko przykrywka dla handlu narkotykami. A jednak bycie żołnierzem bardzo mi się podoba, mam przyjaciela też żołnierza z którym pracuję pokój w pokój. Mam właśnie z nim pogadać, ale muszę się przygotować, zbieram się do tego kompletując narzędzia, cynę do lutowania i już rozmawiamy.
- powiedz mi jak mam się do ciebie zwracać, poruczniku?
- tak, a jaką ja mam rangę?
- pułkownik.
To że jestem pułkownikiem bardzo mi się podoba, w ogóle bycie żołnierzem raczej zobowiązuje, powoli kiełkuje we mnie myśl że powinienem rzucić biznes narkotykowy i oddać się pracy dla Ojczyzny. Z tą myślą budzę się/ale sen! od czasu do czasu będziemy opisywali nasze sny fajnie nie?/fajnie
19 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz