30 grudnia 2005

czterdzieści.dwoje po.kole.ń

„...Abraham był ojcem Izaaka, Izaak ojcem Jakuba, Jakub ojcem Judy i jego braci, Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona, Ezron ojcem Arama, Aram ojcem Aminadaba, Aminadab ojcem Naassona, Naasson ojcem Salmona, Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida.
Dawid był ojcem Salomona, a matką była [dawna] żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama, Roboam ojcem Abiasza, Abiasz ojcem Asy, Asa ojcem Jozafata, Jozafat ojcem Jorama, Joram ojcem Ozjasza, Ozjasz ojcem Joatama, Joatam ojcem Achaza, Achaz ojcem Ezechiasza, Ezechiasz ojcem Manassesa, Manasses ojcem Amosa, Amos ojcem Jozjasza, Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego.
Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela, Salatiel ojcem Zorobabela, Zorobabel ojcem Abiuda, Abiud ojcem Eliakima, Eliakim ojcem Azora, Azor ojcem Sadoka, Sadok ojcem Achima, Achim ojcem Eliuda, Eliud ojcem Eleazara, Eleazar ojcem Mattana, Mattan ojcem Jakuba, Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem...”

20 grudnia 2005

sy.m.boli.ka.świąt

"...mój ulubiony symbol świąt to renifer, trudno o szlachetniejsze zwierze i nie musi zaraz świecić nosami, to świecenie pewnie i tak w elektryczności wymyślono dobie. anieli grają, wiadomo na czym? pewno na dawnych instrumentach, jak ta tuba marina(..)Podobno w niebie słuchają Bacha, pod warunkiem że tam w ogóle się słucha. A gdzie niebo? człowiek wszystko wyrozumiał, obaczył, wlizł na najwyższą górę, narozszczepiał atomów, układ słoneczny ma pod paluchem, wie co krąży, a anieli? napewno nie tu, w naszym układzie, galaktyce, chyba że wrota niebieskie, może w czerwonym karle, w ten niebieski wymiar, albo w dziurze czarnej, gdzie łyżeczka materii waży tonę, nie sądzę, mikołaj pamięci świętej, ten dopiero złachany, już mu tylko strzęp godności wisi, smutna karykatura w kitlu z wyłogami, jeżeli jakiś symbol zasłużył na emeryturę to łon skojarzenia już tylko handlowe(..)kto dzisiaj pamięta prawdziwego bohatera? szara eminencja, wielki nieobecny, a przecież to on się urodził, podobało mi się co kiedyś powiedział: wszyscy są dobrzy, ktoś wskazał łotra przykładowego i zapytał szydząc czy też dobry, a on że naturalnie, tylko że skrzywdzony, wycofany, prawdziwa natura jego, wewnętrzne światełko: zamaskowane, ugodzone. no a jak? pewno sie śmiali, śmiechem ze strachu płynącym, z otarcia o coś nie.oblicza.l.n.ego, aż niebezpiecznego - dla ducha. bo jesteśmy dobrzy w duchu i wiemy to doskonale, rzeczywistość nas gniecie, bliźni, niektórzy zmieniają się w nasze demony, prześladują, że już nic nie możemy, dlatego uważamy że lud.zie są źli. ludzie chamieją, mówimy, społeczeństwo schodzi na psy, i rodzi się wątpliwość, czy moje wewnętrzne dobro nie jest przestarzałe? skoro świat jest taki nauczę się, zagram w tę grę, wygram, ale uwaga, jesteśmy nieodporni na zabrudzenie. życie jest pasmem wyborów codziennych, a gdy wybieramy źle, musimy iść na ustępstwa i nasza osobista przestrzeń wewnętrzna kurczy się: niepostrzeżenie, stale. W pewnym momencie staje się tylko dodatkiem do mechanizmu obrony, samego rusztowania bez domu do budowy. Składamy się z tego co własne i społeczne, czyli jeszcze wewnętrzne, ale już nie swoje, moda, zjawiska kultowości są zakorzenione właśnie w tej przestrzeni niczyjej, ni swojej, ni cudzej. Człowiek zarzucający kiedyś Jezusowi brak rozsądku znalazł był swoje miejsce w społeczeństwie i doskonale rozumował ale tylko kategoriami obiegowymi. bo jest wygodnie wygłaszać to co obiegowe: blondynki są głupie, mężczyźni to wzrokowcy, polAcy mają depresję z powodu braku światła, tematyka niech nie wykracza poza ramy, niech dotyczy pogody, stanu dróg, ogrzewania. gdyby zniknęły, te tematy, stalibyśmy się gatunkiem umilczonym(..)idą święta i podobnie jak reszta dorosłych - nie czekam cudów, choinka już nie robi na mnie wrażenia, ani zwierzęta mówiące głosami, rozpakowywanie prezentów, olśnienie na widok czegoś czego przed chwilą nie było, a jest, na.maca.lne, własne – to zostało, żyje, i wi.gil:ia, dzielenie opłatkowe, kolęda, pierwsza gwiazda, wiele rytuałów przekazywanych od pokoleń, których symbolikę szanuję i w których słuszność wierzę szerokim gestem A!men.."

29 października 2005

zapewniam.cię

"...naprawdę nie znajdziesz na te kosmetyki
lepszego miejsca, nawet jeżeli dorobimy się
w końcu jakiejś szafki do łazienki i
nie będziesz strącać ich ręcznikiem —
ciągle będzie tysiąc powodów do narzekań
i tysiąc kawałków szkła na posadzce,
i tysiąc nowych zmartwień,
i znowu trzeba będzie rano wstawać..."

26 września 2005

dick.en.s

"...nieznajomy przeszedł salę, oparł się o gzyms kominka i utkwił wzrok z wyrazem uwielbienia i melancholii w tłuste policzki starej wdowy. (...) Wdowa upuściła wachlarz; nieznajomy zerwał się i podał go jej pośpiesznie: uśmiech, ukłon, wymiana kilku grzeczności. Nieznajomy zuchwale przeszedł przez salę, by wyszukać mistrza ceremonii, powrócił z nim do pani Budger i po kilku chwilach przedwstępnej prezentacji pochwycił swą zdobycz za rękę i stanął z wdową do kontredansa.
Zdziwienie pana Tupmana na widok tego sumarycznego trybu postępowania było wielkie; ale zdziwienie doktora, zdaje się, było jeszcze większe. Nieznajomy był młody, pochlebiało to wdówce; nie zwracała już teraz uwagi na nadskakiwania doktora - a jego oburzenie nie wywarło żadnego wrażenia na rywalu. Doktor Slammer stał jakby paraliżem tknięty. On, doktor Slammer, z 97 pułku, w jednej chwili wniwecz obrócony przez człowieka, którego nikt dotąd nie widział, nikt nie znał! Doktor Slammer! Doktor Slammer z 97 pułku!..."

20 sierpnia 2005

.:barba:.rzyńca w ogrodzie

"...nad piazza del Campo - Luna piena.* Kształty tężeją. Między niebem a ziemią napięta struna. Taka chwila daje dojmujące uczucie zastygłej wieczności. Umilkną głosy. Powietrze zamieni się w szkło. Zostaniemy tak wszyscy utrwaleni: ja podnoszący szklankę wina do ust, dziewczyna w oknie poprawiająca włosy, staruszek sprzedający pod latarnią pocztówki, a także plac z ratuszem i Siena. Ziemia będzie krążyć ze mną, nieważnym eksponatem kosmicznego muzeum figur woskowych, którego nikt nie ogląda..."

--
*Księżyc w pełni

11 sierpnia 2005

przy.god:a w wArszAwie

"...leżał na tapczanie i patrzał: było na co. Wizje i kolory zmieniały się i defilowały przed nim. Widział wszystko, widział, co chciał, w dodatku zwielokrotnione, uplastycznione, przejrzyste a barwne, odkryte dla oczu ze wszystkich stron naraz, z zewnątrz i od środka, z góry i z dołu. Odbywał podróż naokoło świata i jednocześnie w głąb świata. To po prostu niezrównane!
I co najważniejsze, Antoni widział również ściany i meble pokoju, w którym się znajduje, przez cały czas miał świadomość, gdzie jest. A do tego rzecz jeszcze jedna, najdonioślejsza: Antoni zrozumiał, że wszystko, co tu widzi, mógłby widzieć zawsze, ono istnieje bowiem na co dzień obok zwykłego widzenia. Świat rzeczy jest rozszczepiony, rozwarty, podwójny - to całe bogactwo jest w nim obecne zawsze, nuda i szarość to złudy. Tylko że człowiek nie umie patrzeć, nie widzi tego co go otacza. Ale on widzi, teraz już nigdy tego nie zapomni.
I znów płynął morzem, oceanem, mijając czarowne wyspy, atole, plaże i wulkany, obserwując dżungle pełne małp, pustynie z wielbłądami i oazami, ujścia wielkich rzek. Lecz nie wygląd tych krajobrazów był ważny, lecz ich nastrój: ich przedziwna wesołość, ich klimat psychiczny, frapujący, fascynujący. One nie istniały same przez się, one istniały dla niego, prezentowały mu się świadome jego obecności, radosne i skore do usług. Panował nad nimi, panował leżąc w nieznanym pokoju na Saskiej Kępie. I do tego jeszcze grała mu muzyka - cóż za muzyka!..."

26 lipca 2005

loco.s egregios

"...kiedy kończy się koncert, część oszalałej publiczności wdziera się na estradę. Wyrywają struny z fortepianu, aby zabrać je na pamiątkę, i w tym samym celu walczą o strzępy wydartych artyście rękawiczek. Nie, to nie jest współczesny festiwal muzyki pop z młodzieżą odurzoną środkami psychodelicznymi. Są to spokojni obywatele jednego z europejskich miast. Mulhouse lat trzydziestych XIX wieku. Wykonawca: Franz Liszt..."

23 lipca 2005

*s.pra/w:a=mo.TY.la*

Był sobie motyl pewien.
Cały w barwne plamy.
(W kolory, jakie w życiu rzadko spotykamy..)
W jakieś esy floresy.
W jakieś dziwne znaki.
(Na żadnym materiale nie widziano takich..)
W jakieś śmieszne motywy,
wdzięczne niesłychanie,
które mieć nic wspólnego nie mogły z fruwaniem.

Fruwał sobie nasz motyl w okoliczne strony,
a każdy kto go spotkał był nim urzeczony.
I potem z przyjemnością wspominał tę chwilę,
w której się przypadkowo zetknął z tym motylem.
Motyl bowiem swym lekkim motylim przelotem
sprawiał,
że trzeba było wspominać go potem
i spełniał tym sposobem
codzienne,
życiowe
zadania dla motyli - jak sądzę - typowe.

Aż nagle z różnych stron się sypnęły zarzuty
i motyl fruwać zaczął zupełnie jak struty,
Rozmaite skrajne rzeczy mu przypisywali
od skrajnego nieróbstwa
po skrajny formalizm
Architekci
pretensje wnosili, że siada
na przez nich uczynionych współczesnych fasadach
i na skutek swej jakże formalnej barwności
psuje efekt tak przez nich wielbionej szarości..
Malarze,
co malują popielate twarze,
orzekli, że ten motyl zwyczajnym jest łgarzem,
albowiem coś takiego,
w takich barw doborze
w ogóle na tym świecie zaistnieć nie może..
Sprzedawcy
donosili z rozlicznych Emhade,
że motyl kiedy wpadnie i siądzie na ladę,
to wtedy już za skarby nie można nikomu
wlepić choćby pół metra wełny lub kretonu,
bo wszyscy tylko wzrokiem wodzą za motylem,
a na nich (na subiektów) kukają niemile..

Tak to wokół motyla zrobiła się wrzawa
i wielu zaprzątała ta motyla sprawa
i w końcu, moi drodzy, skończyło tak się to,
że motyla dla dobra ogółu wyklęto.
A kto wyklął?
Nie powiem, gdyż było ich tylu..
W każdym razie ci,
którzy bledli przy motylu!

22 lipca 2005

obraz.A

osobow.ość=k.obie.Ty

"...w owych czasach osobowość kobiety była innego rodzaju niż osobowość mężczyzny. Osobowość mężczyzny zależała od zapowiedzi siły, jaką ucieleśniał. Jeżeli zapowiedź była znaczna i budząca zaufanie, osobowość jego wywierała wrażenie. Jeżeli była nikła lub niepewna, uważano, że ma on osobowość niezbyt wybitną. (...)
Urodzić się kobietą znaczyło urodzić się w określonym, wyznaczonym jej miejscu, słowem być we władzy mężczyzny. Osobowość kobiety, która musiała żyć pod taką kuratelą i poprzestawać na tak ciasnej celi, była stopniową krystalizacją jej wynalazczości. Kobieta, że tak powiem, meblowała tę celę własną osobowością, nie tylko zresztą po to, żeby przyjemniej było tam mieszkać, ale przede wszystkim po to, żeby kto inny zechciał tam wejść.
Osobowość kobiety była wynikiem jej rozszczepienia na dwie części i zwrócenia całej energii do wewnątrz. Kobiecie towarzyszyło zawsze - chyba że była zupełnie sama - własne jej wyobrażenie o sobie. Czy przechodziła przez pokój, czy też opłakiwała śmierć ojca, musiała widzieć w wyobraźni siebie, gdy idzie lub gdy płacze. (...)
Jeżeli kobieta cisnęła szklankę na podłogę, był to przykład tego, jak traktuje swoje uczucie gniewu, a tym samym, jak mają je traktować inni. Gdyby mężczyzna zrobił coś podobnego, postępek jego byłby tylko wyrazem gniewu. (...)
Ów złożony świat kobiety, owo królestwo jej osobowości sprawiało, że żadne działanie, podjęte w jego granicach, nie mogło być szczere i bezpośrednie; każde działanie miało w sobie dwoistość odpowiadającą dwoistości jaźni, podzelonej między nadzorczynię i nadzorowaną. Tak zwana dwulicowość kobiety była wynikiem monolitycznej dominacji mężczyzny..."

au=>re:L=>iusz

"...Nie myśl o tym, czego nie masz, tak jakbyś to już miał. Ale z tego co masz wybierz to, co najbardziej jest cenne, i pomyśl, z jakim byś trudem się o to starał, gdyby tego nie było. A uważaj, byś wskutek upodobania w tej rzeczy nie przyzwyczaił się jej tak wysoko cenić, iżbyś miał doznać niepokoju duszy, gdyby ci jej zabrakło..."